Dlaczego tak jest? Pewnie dlatego, że moja mama jest perfekcjonistką i pedantką. Gdyby mogła, pewnie z chęcią układałaby książki czy ubrania od linijki, zachowując porządek kolorystyczny. Odkąd pamiętam w pokoju musiał być porządek, każda zabawka miała swoje miejsce, a gdy firanka zerwała się przypadkiem z jednej "żabki" podczas bijatyki z bratem mama dostawała furii. Babcia z kolei zawsze powtarzała - życie jest za krótkie na sprzątanie, a jeśli naczynia poleżą przez noc w zlewie w oczekiwaniu na umycie, to nic im się nie stanie. W stu procentach mogę się z nią zgodzić.
Piszę to wszystko dlatego, ponieważ na blogach, instagramie czy facebooku zalewają nas idealne zdjęcia, idealnych rodzin w ich idealnych domkach. Gdzie na podłogę w kuchni nigdy nie spadła kanapka z masłem (a jeśli spadła, to masłem do góry), kwiaty nigdy nie uschły a jaglanka to hit numer jeden na śniadanie. Wszystkie żony mają sześciopak na brzuchu i pośladki jak Kim Kardshian, dzieci na zdjęciach są zawsze uśmiechnięte, mężowie mają idealny trzydniowy zarost i wszędzie chodzą w garniturach lub przynajmniej w koszulach. W dobie mody na bycie idealnym dobrze jest się zatrzymać i uświadomić sobie, że nie ma nic złego w niestaraniu się. Wyjaśnijmy sobie jedno - pisząc o niestaraniu się nie mam na myśli zaniedbania higieny osobistej, ogromnego bałaganu w mieszkaniu czy braku ambicji. Chodzi o zdrowy rozsądek.
W końcu wszystkie te zdjęcia to tylko ułamek czyjegoś życia. Jedna sekunda, bardzo często wystylizowana do granic możliwości. Nie ma więc czego zazdrościć, życie w zgodzie z samym sobą jest ważniejsze od próby imponowania innym.
Nie lubię starać się za bardzo. Lubię chodzić w płaskich butach na imprezy, nosić jeansy i koszulki z krótkim rękawem z działu męskiego. I chwała mi za to!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny na moim blogu :-)