Są
kobiety, które oddałyby wszystko za zdrowe włosy. Odstawiają
prostownice, suszarki, lokówki, tapirowanie to dla nich rytuał
satanistyczny, farby zastępują papkami z henny, a fryzura must have to
koczek-ślimaczek.
Są
też kobiety, które traktują swoje włosy jak króliki doświadczalne.
Próbują wszystkich możliwych kolorów farb (bardzo lubią naprzemiennie
czarny - blond - czarny - blond) i, nie wiedzieć czemu, postanawiają
poprzestać na żółtym jak jajko blondzie.
Dla jednych liczy się długość, dla innych jakość.
Dla
mnie liczy się wygoda. Kiedy w 2012 roku weszłam na bloga Anwen po raz
pierwszy, obiecałam sobie, że moje włosy będą długie do pasa, gęste i z
d r o w e. I tak się zaczęło. Przez dwa lata wydałam tyle pieniędzy na
maski/odżywki/oleje/szampony/farby(no co, jestem tylko
człowiekiem)/cudowne suplementy diety/magiczne wcierki, że spokojnie za
tą sumę kupiłabym nowiuśkie Timberlandy, które spokojnie służyłyby mi
siedem lat.
Niestety,
włosy im były dłuższe, tym więcej kłopotów sprawiały. Kręcić się nie
chciały, proste też nie były. Generalnie bez stylizacji wyglądałam jak
mop. Pomyślałam sobie, że moje włosy są strasznie niewdzięczne. Na
domiar złego dostałam okropnego łupieżu, stan zapalny skóry to była
normalka, a strupy sypały się jak śnieg w kwietniu.
Odniosłam
wrażenie, że moje włosy wystawiają mi język i codziennie szepczą do
ucha "Nigdy nie będziemy zdrowe, a już na pewno nigdy nie będziemy DŁUGIE!"
No i co?
No i trudno. Ok. W porządku.
Opanowałam skórę głowy i wyrzuciłam połowę kosmetyków. Pielęgnacja
ograniczyła się do minimum. Wciąż jednak czułam, że nie podoba mi się
to, co widzę w lustrze. Wyciągnęłam z szafki zapomnianą prostownicę,
wyczyściłam ją i położyłam w widocznym miejscu w łazience. Po czym
umówiłam się do fryzjera i podjęłam decyzję - ścinamy. Na krótko.
Postanowiłam
przestać sobie utrudniać życie i narzucać sobie cele, których nie dam
rady osiągnąć i których tak naprawdę nie chcę osiągnąć. Krótkie włosy
szybko się myje, suszy i stylizuje. Łatwiej też zadbać o ich kondycję,
bo regularne podcinanie zapobiega niszczeniu wyższych partii.
Nikogo
oczywiście nie namawiam do ścinania 3/4 długości. Nie krytykuję też
żadnej postawy (które wymieniłam na początku posta), każdy robi to co
lubi i dobrze. Gdybyśmy wszyscy robili to samo byłoby nudno. Chcę
przedstawić mój punkt widzenia.
Ten blog będzie o tym jak ułatwiać sobie życie, polubić samą siebie i przestać się przejmować wszystkimi dookoła.
O włosach też trochę będzie, o kosmetykach i ciuchach,w końcu jestem kobietą.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do czytania. M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny na moim blogu :-)